Proces uczenia dzieci sprzątania w swoimi pokoju, to w naszym domu zawsze była orka na ugorze. Bo w pokoju są drzwi, które zawsze można zamknąć. Bo nie ma czegoś takiego jak skończona zabawa. Bo dla dzieci (pewnie nie tylko moich), mycie lustra w łazience to mega frajda, ale już porządki we własnym pokoju to równie wielka nuda. Próbowałam w formie zachęty i zabawy - mama zbiera klocki i Syn A lub B zbiera klocki. Działało maksymalnie do końca 2 roku życia. Efekt porównywalny do nocnikowania - niby krok do przodu względem pieluchy, ale ostatecznie i tak ja sprzątałam to, czego nikt inny nie chciał. Próbowałam groźbą - "Wszystko co leży nie na swoim miejscu idzie do kosza/worka i żegnacie się z tym, Panowie!" Tak.... byli wprost zdruzgotani utratą takiej czy innej skarpetki. Ale już ich szczera rozpacz i strach w obliczu utraty ulubionej zabawki była zbyt trudna do zniesienia...dla mnie. Sukces osiągalny, ale koszt emocjonalny nie zbyt duży. No to może wytłumaczyć? Pomysł niezły, ale jeśli codziennie wieczorem musiałam i tak palcem pokazywać, że szafa się nie domyka, że ogryzek, że książki rozwalone, to średnio co drugi dzień miałam załamanie nerwowe. No bo jak można nie widzieć, co należy zrobić, no jak?! Wzięłam się więc na sposób i rozpisałam moim mądrym Panom co konkretnie mają robić, jak krowie na rowie. Kartka wisi w ich pokoju i co wieczór muszą przejść całą listę kontrolną . Póki co czytać umie tylko starszy, ale wersji czysto obrazkowej nie chce mi się robić. Trudno, Syn B musi zdać się tu na kierownictwo starszego brata. Jeśli macie ochotę to tu możecie sobie pobrać i wydrukować tę listę - może Wam też się przyda?